Och, ja niedoświadczona.
Zanim pojawił się pomysł na napisanie czegoś poważniejszego niż praca dyplomowa, byłam przekonana, że to proces twórczy stanowić będzie najtrudniejszą część zadania. Byłam zaskoczona tym co nastąpiło. Ale po kolei…
Długo zwlekałam z tym, żeby komukolwiek powiedzieć o pomyśle dotyczącym wydania e-booka. Kiełkował on w moim sercu dłuższy czas. Z jednej strony dodawał mi sił, bo wiedziałam, że powrót do pracy jako nauczyciel już nie wchodzi w grę. To moje „dzieło” miało dać mi poczucie spełnienia. Stanowiło substytut tego co „odebrało” mi leczenie. Druga strona medalu już nie była tak kolorowa. Był we mnie strach, który podsycał „czarne myśli”, które podcinały skrzydła.
Miałam plany skończyć go na Święta Bożego Narodzenia i schować pod choinkę w prezencie dla mojego Męża. Czas upływał, a stron „suchego” tekstu nie przybywało. Coraz częściej pojawiała się myśl „po co to wszystko”. Zaczęłam poddawać w wątpliwość plan, z którego byłam przecież tak dumna. Dostrzegałam coraz więcej niewiadomych, które zaczęły mnie przerażać. Wena twórcza raz się pojawiała raz znikała. Podobnie było z moimi siłami, które w najmniej odpowiednim momencie ulatywały. Ta sinusoida zaczęła mnie uwierać, byłam coraz bliżej ściany. I to był moment na podjęcie ostatecznej decyzji, w którą stronę to wszystko zmierza.
Wzięłam głęboki wdech i każdego dnia z lepszym bądź gorszym skutkiem starałam się pisać. Powiedziałam o tym głośno w swoich mediach społecznościowych otrzymując ogrom wsparcia, z którym wiedziałam, że się uda. Kiedy przebrnęłam przez ten wydawać by się mogło trudny czas i zakończyłam pisanie dopiero zaczęła się „jazda bez trzymanki”. Nie wiedziałam w co włożyć ręce. W świecie Internetu byłam stosunkowo krótko, a moja wiedza na temat wydawania e-booka była znikoma. Kiedy myślałam, że jestem już na ostatniej prostej, moim oczom ukazywał się kolejny „zakręt”. Nie zliczę, ile razy chciałam to wszystko rzucić gdzieś w kąt, powiedzieć, że mam tego serdecznie dość!
Z nieocenioną pomocą przyszedł mi E-book o wydawaniu e-booków Elizy. Był niczym dar z niebios. Zakreślacz niemalże od pierwszej strony poszedł w ruch. Skrupulatnie robiłam notatki, by nic nie przeoczyć, by o niczym nie zapomnieć. Po zapoznaniu się z jego treścią poczułam się, jakby ktoś zbierał mi spod nóg kłody, które na pewno by się pojawiły, gdybym próbowała z niekompletną wiedzą wydać go sama. Co lepsze! Miałam jeszcze możliwość naprawienia tego, co zrobiłam niepoprawnie. Zostałam przeprowadzona za rękę za cały proces wydawniczy.
- Olbrzymim plusem jest fakt, że jest on napisany w bardzo przystępny sposób. Bałam się, że natknę się na wiele „branżowych” zwrotów, które nic, a nic nie będą dla mnie znaczyły. Olbrzymim zaskoczeniem był fakt, że każde zagadnienie związane z wydawaniem e-booka było bardzo jasno przedstawione. Ba! To nie wszystko! Znalazły się też wypowiedzi innych osób, które miały za sobą wydanie elektronicznego produktu. To dawało możliwość przyjrzenia się danemu zagadnieniu z różnych perspektyw.
- Moment wypuszczenia świat mojego produktu ściśle wiązał się dla mnie z założeniem własnego sklepu. Co prawda w publikacji Elizy były podane również inne opcje wyjścia z tej sytuacji, ale ja postanowiłam, że chce mieć swoją „przestrzeń” w Internecie. Bez kompendium wiedzy o wydawaniu e-booków mój sklep nie powstałby na czas, bo totalnie nie zdawałam sobie sprawy, ile rzeczy jest do zrobienia.
- Początkowo chciałam zlecić grafikowi złożenie mojego e-booka, po zapoznaniu się ze wszystkimi wskazówkami i dokładnymi wytycznymi, którymi podzieliła się Eliza spróbowałam własnych sił i zrobiłam to SAMA. Chociaż początki nie należały do najłatwiejszych po dziś dzień jestem z tego duma.
Dzięki fash study book spełniłam swoje marzenie, a co najważniejsze uniknęłam wielu błędów początkującego. Jeżeli w Waszych sercach jest chęć wydania swojego produktu nie znajdziecie lepszej publikacji, która w tak dokładny i precyzyjny sposób pomoże urzeczywistnić Wasze plany!
Powodzenia!
Zostawiam Wam bezpośredni link do e-booka
Photo by Nicole Honeywill