Cześć Wszystkim RAKieto – Wspieraczom 

Dopadł mnie chyba „zjazd” po leczeniu ?

Wiecie ostatnie 10 miesięcy miało swoje tempo. Byłam w pewien sposób „zaprogramowana”. Wiedziałam, że co dwa tygodnie we wtorek jadę na podanie kropelek życia. Wiedziałam co się z tym wiąże – parę dni w łóżku z gorszym samopoczuciem, nakłanianie głowy do tego, żeby przekazała reszcie organizmu, że trzeba jeść. Potem radość, że powoli wracają siły i można zrobić coś bardzo (na tamten moment) produktywnego. Dni, tygodnie, miesiące mijały, ale ja wiedziałam jaki jest ich zarys.

Potem były naświetlenia, takie konstans moich dni. Były nawet codzienne zastrzyki. Tak nacisk kładę na słowo codzienne. A teraz powoli ze mnie to wszystko ulatuje i dochodzi do tego świadomość, że moje dni są teraz w pewnym sensie „puste”. Nie muszę się dostosowywać, mam pełną dowolność. I chyba tutaj pojawia się problem, którego doświadczają pacjenci po długim leczeniu.

Wiecie głowa pełna pomysłów, wiele planów, ale wszystko tak trudno wprowadzić w życie. Niby tak bardzo, bardzo się tego chce, ale z wykonaniem jest ciężko. Taki słomiany zapał po leczeniu, kiedy wydawać by się mogło, że cały świat stoi otworem, ty znajdujesz się nad przepaścią. Bardzo chcesz zrobić krok do przodu, ale boisz się tego. Boisz się nieznanego, bo to co znane, a ciężkie lepsze od tego co nieznane. I jasne, obawy są w większości przypadków bezpodstawne, bo to co nieznane daje nowe możliwości, ale trzeba pokonać swoją własną głowę. Trzeba stanąć z nią twarzą w twarz i nie dać się. Nie dać sobie wmówić tych wszystkich scenariuszy, które siedzą w głowie.

Wiedziałam, że powrót po leczeniu będzie ciężki, ale szczerze w głowie zaprojektowałam sobie to w bardziej delikatnym wydaniu.

Dużo pracy mnie czeka nad samą sobą, dużo pracy nad swoimi myślami. Jednak jestem dobrej myśli. Może będzie to długotrwały proces, ale zakończy się sukcesem ?

A co u Was słychać Kochani? Opowiadajcie! Buziaki!

Ściskam Was mocno Moi RAKieto –Wspieracze