Cześć Wszystkim RAKieto – Wspieraczom 

Dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić moimi przemyśleniami odnośnie „ideałów” kobiecego ciała. Tych, które mijamy na bilbordach, które są Nam poniekąd „wbijane” do głowy, które wpychają Nas w gorsze dni, które odbierają poczucie kobiecości (przepraszam, ale nie potrafię odwołać się do męskiego punktu widzenia z oczywistego względu ? ). Chcę w tym wszystkim odnieść się do siebie samej. Otóż jeszcze przed chorobą bardzo często sobie myślałam – przydałoby się schudnąć tak 4 kg – pewnie lepiej bym się wtedy czuła. Cóż za bzdura. Chciałam samą siebie przekonać do tego, że z niższą wagą będę lepiej funkcjonowała, będę budziła się z uśmiechem na ustach i zdobędę cały świat. Ależ to były brednie. Teraz wiem, że jest inaczej, że czuć będę się ze sobą dobrze jak sama siebie zaakceptuję. Nikt inny za mnie tego nie zrobi, to zadanie w 100% należy do mnie.

Jednym z objawów mojego chłoniaka był spadek masy ciała. W pewnym momencie ważyłam 46kg. Spełnienie marzeń można pomyśleć, bądź głowić się „kiedy ja tyle ważyłam”. Czad, pełna akceptacja, świat stoi otworem! Nic bardziej mylnego. Mam nadzieję, że wyczuliście moją ironię w tym stwierdzeniu. Abstrahując, że nie mogłam sobie nic kupić, ciągle odsyłałam zamówione ubrania, a Panowie kurierzy dzięki temu zdążyli mnie już bardzo dobrze poznać. Wszystko na mnie wisiało – nic nie wyglądało tak fajnie jak na modelkach z bilbordów. To dopiero początek „góry lodowej”. Ja nie mogłam funkcjonować. W nocy budziłam się z płaczem, bo czułam wszystkie swoje kości. Kąpiele stały się strasznym obowiązkiem, bo nie mogłam usiedzieć w wannie ? To były te czasy, w których mój S musiał mnie kąpać, ponieważ nawet na to brakowało mi sił.

Dopiero wtedy zobaczyłam, że szczupłość (w tym przesadnym znaczeniu) ma swoją drugą stronę, o której istnieniu nie wiedziałam. Wtedy tęskniłam za czasami, kiedy narzekałam, że mam parę kilogramów za dużo. Dopiero wtedy zrozumiałam, że to wszystko co wydawało mi się tak piękne to tylko mydlenie oczu. Wcale nie czułam się wtedy lepiej, nie stałam się atrakcyjniejsza dzięki niższej wadze. Jak zerkałam w lustro miałam łzy w oczach.

Kiedy nie zaakceptujemy samych siebie, z boczkami czy bez nich, w każdej swojej „wersji” będziemy czuli się źle. Trzeba znaleźć balans pomiędzy tym wszystkim, a wtedy skupimy się na tym co jest dla Nas i Naszego zdrowia dobre 

To, że zaakceptowałam siebie, albo chociaż ze wszystkich sił staram się zaakceptować nie oznacza, że nie mam złego dnia, w którym narzekam na to jaka jestem bądź jak wyglądam. Uczę się ciągle na nowo dawać sobie pozwolenie na gorsze dni, przecież to nie koniec świata.

Czy Ty pozwalasz sobie na gorszy dzień czy wręcz przeciwnie – obwiniasz się wtedy?

Ściskam Was mocno Moi RAKieto – Wspieracze