Cześć Wszystkim RAKieto – Wspieraczom 

Dzisiaj chcę nawiązać do wczorajszego posta, w sumie bardziej go kontynuować. Wynika to z tego, że większość wczorajszego dnia spędziłam na rozmyślaniu. Na szukaniu punktu zaczepienia.

Doszłam do wniosku, że tak jak niewiele jest pomocy w momencie, kiedy dowiaduje się człowiek o chorobie, to tak bardzo podobnie jest w momencie, kiedy się z niej wychodzi. Człowiek jest puszczony na głęboką wodę. Wyobraźcie sobie ten moment, opuszczacie szpital wiedząc, że jesteście zdrowi, przekraczacie jego próg, łapiecie powietrze w płuca. Wyobrażam sobie to tak, że łzy szczęścia płyną po policzkach, w głowie szaleją myśli „jeny! Jestem zdrowa!”, świat jest kolorowy, ma się wrażenie, że każdy się do ciebie uśmiecha. I co dalej z tym chorym, który stoi w progu drzwi?

Jasne, najważniejsze, że leczenie się udało, że się wyzdrowiało, że to tylko wspomnienie. W kwestii medycznej są kontrole, badania. Ale co z chorym w życiu społecznym? Od wczoraj intensywnie się nad tym zastanawiam. Choroba w jakimś stopniu wyklucza chorego z życia społecznego na jakiś czas – dłuższy bądź krótszy. Nie ma czegoś takiego (ja się z tym nie spotkałam) jak przygotowanie chorego do bycia zdrowym. Jest leczenie, są zalecenia lekarskie, prognozy na to co będzie później, ale co z chorym, który jest już zdrowy? Czas, który „spędziło” się z chorobą zweryfikował niektóre znajomości, wiele w życiu się zmieniło, a tutaj trzeba zacząć żyć. Taka druga szansa.

Parafrazując chorobę lub czas po niej można przyrównać do procesu resocjalizacji. Tylko teraz mi się nasuwa zasadnicze pytanie – czy ktoś się podejmie dla chorego-już zdrowego tego procesu?

Zdaję sobie sprawę, że powrót do życia społecznego po chorobie jest trudny. Niby jest się zdrowym, ale nadal wiele cech wskazuje na to, że ma się za sobą trudne chwile – chociażby odrastające, ale nadal krótkie włosy. Bardzo chciałabym, aby chorym pomagano w tych chwilach, aby te pierwsze styczności w swoich mniejszych lub większych grupach społecznych nie były przepełnione strachem i niepewnością. Mam nadzieję, że kolejny dzień myślenia o tym nasunie mi ciekawe pomysły i uda mi się to ułatwić 

Kochani! Podzielcie się proszę ze mną Waszymi doświadczeniami. Czy moje obawy mają przełożenie na życie? Jak było u Was?

Kochani, którzy jesteście najbliższym otoczeniem osoby chorującej. Nie pozwólcie zostać jej samej. Potrzebujemy ciebie do wprowadzenia Nas w życie „po”. Małymi krokami!

Pięknego dnia dla Was 

Ściskam Was mocno Moi RAKieto – Wspieracze