Cześć Wszystkim RAKieto – Wspieraczom 

Już jakiś czas trwa pisanie tego posta. Zaczynałam go, czasem coś dopisywałam, czasem usuwałam i tak to się ciągnęło aż do dnia dzisiejszego. Chcę go kierować do Was wszystkich. Zdrowych i chorych. Nigdy nie wiadomo jak potoczy się Nasze życie. Pragnę Was na coś uwrażliwić.

W ciągu ostatniego ponad pół roku wiele czasu spędziłam w szpitalu, na salach wieloosobowych. Uczyło mnie to pokory, zrozumienia drugiego człowieka. Zobaczyłam różne wersje radzenia sobie z tym co trudne. Z chorobą. Te szpitalne sale widziały mnóstwo strachu. Poduszki spełniały nową rolę. Rolę gąbki –
wchłaniały morze łez płynących z oczu. Czasem pomiędzy osobami, z którymi dzieliłam salę wywiązywała się nić porozumienia. Był czas na rozmowy i na płacz. Był śmiech jak odwiedzali Nas najbliżsi. Były słowa otuchy i głęboka wiara w to, że zobaczymy się kiedyś uśmiechnięci na mieście, że nie spotkamy się już nigdy w szpitalu. Były pożegnania, uściski pełne siły. Teraz są to wspomnienia, do których wraca się z uśmiechem i wspomina się Panią J – moją przybraną, szpitalną Babcię. Takie towarzystwo przynosiło ulgę w tych trudnych momentach, kiedy miało się wrażenie, że świat zawalił się na głowę.

Były też osoby, które inaczej radziły sobie z chorobą. Bardzo starałam się zrozumieć wszystko. Chciałam być człowiekiem, który jest człowiekiem. Spałam w słuchawkach, żeby nie wybudzał mnie dźwięk suszarki do włosów w środku nocy. Delikatnie prosiłam o to, aby nie dzielono się ze mną informacjami na temat tego kto umarł, kto przegrał walkę, komu przecięli tętnicę. Opowieści tego typu było wiele. Dlatego piszę do Was z wielką prośbą. Jak ktoś w Waszym otoczeniu zachoruje dzielcie się z Nim tym co dobre. Dodawajcie otuchy. Nie gaście ledwo tlącego się płomyka walki.

Wiem, że gdyby nie najbliżsi nie zniosłabym tych opowieści. One po prostu odbierały mi resztki sił, wprowadzały strach, z którym wtedy nie potrafiłam sobie poradzić, bo przerażało mnie wszystko.

Kochani! Gdy kiedyś będziecie w podobnej sytuacji (oby nie!) nie bójcie się wyrazić swojego zdania na ten temat. Powiedzcie takiej osobie, że nie życzycie sobie takich opowieści. Jak nadal nic to nie zmieni (tak jak to było w moim przypadku) zaopatrzcie się w słuchawki na uszy i nie zdejmujcie ich w ogóle. To jest jedyne wyjście z takiej sytuacji.

Bądźmy w stosunku do siebie wyrozumiali. Bądźmy wsparciem. Nie dolewajmy oliwy do ognia. Nauczmy się ugryźć w język.

Wiem doskonale, że Ta Osoba właśnie w taki sposób starała się uporać z chorobą, pewnie ciesząc się z tego, że Ją to nie spotkało.

Jeżeli pomogło – cieszę się z całego serca. Pamiętajmy jednak, że to co pomaga Nam, może drugiemu dodać zamartwień. Bądźmy względem siebie najnormalniej w świecie ludzcy  Chciałam Was po prostu uwrażliwić na drugiego człowieka – nie bądźmy w chorobie egocentryczni.

Ps. Zdjęcie archiwalne – z moich pierwszych kropelek życia. Jeszcze z czasów gdy nie miałam portu naczyniowego.

Ściskam Was mocno moi RAKieto – Wspieracze