Cześć wszystkim RAKieto – wspieraczom 

Dzisiaj miało być o czymś innym, o czymś dla mnie trudnym, tym chciałam się z Wami podzielić, ale na to przyjdzie pora. Nie planowałam tego postu, bo chciałam ten dzień zachować dla siebie, ale wnioski są za piękne, żeby się tym nie podzielić. Chcę Wam powiedzieć, że kocham moje życie, bo jest piękne cudownych ludzi. Zdrowie wróci, na pewno i wtedy będzie pełny zestaw. Dziś przypadają moje urodziny i w tym roku nie organizowałam nic. Po prostu doszłam do wniosku, że nie to jest najważniejsze. Mój S jednak inaczej to zaplanował i nie pozwolił mi tego nie świętować. Od rana lecą łzy (w sumie od wczoraj, gdy zaczęli mnie odwiedzać najbliżsi), to łzy szczęścia. Wstajesz i wiesz, że człowiek, z którym podjęłaś się przejścia przez całe życie, w zdrowiu i chorobie, jest najlepszym co cię spotkało. Jest niekończącym się pokładem Miłości pięknej, wrażliwej i pełnej dobra. Mieliśmy spać dzisiaj dłużej, bo weekend, ale po 7 pobudka, tak sama z siebie. Wchodzę do pokoju i łzy przesłaniają mi wszystko. Jest on tak pięknie udekorowany, że zapiera mi dech w piersiach. Jest nawet tort (biały ser pięknie ozdobiony, bo przecież słodyczy nie mogę, a w nim świeczki). To wszystko jednak nagle schodzi na drugi plan. Siadam w moim żółtym fotelu i dziękuję Bogu za to co mam. Za Niego, bo bez Niego nie miałabym tego wszystkiego. Zatracam się w tym widoku, czerpię garściami tą radość. Jestem szczęśliwa. W tym momencie nie jest ważne to, że jestem chora. Można być zdrowym i nieszczęśliwym. Ja jestem chora, ale szczęśliwa. Otrzymałam dzisiaj tyle miłości, bezinteresowności i szans, na to, żeby parę rzeczy ponaprawiać. Jeżeli czujecie, że gdzieś nawaliliście chociaż spróbujcie coś z tym zrobić. Nawet jak nie wyjdzie, Wy będziecie wiedzieli, że spróbowaliście i będzie Wam z tym lepiej  Idę dalej rozkoszować się moją chwilą, nabierając sił do tego co przede mną.

Ściskam Was RAKieto – wspieracze